Miraculum: Biedronka i Czarny Kot Wiki

CZYTAJ WIĘCEJ

Miraculum: Biedronka i Czarny Kot Wiki
Advertisement
Miraculum: Biedronka i Czarny Kot Wiki

Rozdział 1[]

Historia pisana z perspektywy Marinette.

Biegłam pustym chodnikiem Paryża.

Nie pamiętałam ile czasu biegłam, ale zapewnie dość długo, bo ledwo trzymałam się na nogach. Nie mogłam się zatrzymać, nie mogłam spojrzeć z siebie. Był blisko, zbyt blisko...

Jako Ladybug byłabym szybsza, ale nie mogłam się przemienić.

Skręciam w boczną alejkę miedzy domami. Serce waliło mi jak dzwon, a wszystkie mięśnie płoneły. Muszę biec dalej, dam radę.

Alejka skręcała w prawo, a ja niewiele myślac pobiegłam w nieoświetlony przez lampy uliczne zaułek. Przebiegłam jeszcze kilkanaście metrów i momentalnie pożałowałam tej decyzji. Od dalszej drogi ucieczki oddzielała mnie wysoka na co najmniej 4 metrów, metalowa krata. Nie dałabym rady się po niej wspiąć. Nie było czasu zawrócić. ON był coraz bliżej... Na szczęcie był tam kontener na śmieci. Może gdybym na niego weszła... Może jakoś uda mi się przejść przez ogrodzenie... Może gdybym chwyciła się rynny.

Serce podeszło mi do gardła wraz z dźwiękiem plusku wody. Ktoś musiał wdepnąć w jedną z kałuż z początku alejki. 

Odważyłam sie zerknąć przez ramię. Nikt jeszcze nie wyłonił się zza rogu. Miałam jeszcze klilka sekund. 

Nie mając innych opcji schowałam się za kontenerem. Starałam się opanować oddech. Może jakimś cudem nie zauważy mnie, ani nie usłyszy. Starałam się to sobie wmówić...

Tak bardzo chciałabym żeby była ze mną Tikki. Była w mojej torebce, kiedy mi ją odebrano. ON mi ją odebrał. Doskonale wiedział jak łatwym celem jestem w zwykłej formie. 

Każda sekunda trwała wieczność w czekaniu na nieuniknione. Cisza. Wszechogarniająca cisza, którą od czasu do czasu przerywała spadająca kropla z pobliskiej rynny. 

Nagle przed nogami przebiegł mi bliżej nieokreślony kształt. Już miałam krzyknąć, ale zdrowy rozsądek wziął górę. To tylko jakiś stary dachowiec. Tylko jakiś durny kot. 

Chat Noir.

Powinien teraz siedzieć koło mnie w tej zatęchłej alejce i śmiać się z mojej reakcji na tego dachowca. Powinien uśmiechnąć się flirciarsko i palnąć którymś z tych swoich szarmanckich żartów. Powinien pomóc mi wstać i na końcu w swoim rycerskim czynie rzucić jakąś zalotną uwagą na temat fatalnego stanu moich włosów. Powiniem nazwać mnie „Biedronsią”, „Księżniczką”, „My Lady”, czy jak inaczaj on mnie tam nazywał. Bez znaczenia. Powinen tu być...ale go nie ma.

A dlaczego? Tylko i wyłącznie z mojej winy. Nie powinnam była na niego tak naskakiwać. Żałuję tego co mu powiedziałam, ale czasu już nie cofnę. Jak zwykle wszystko popsułam... 

Oderwałam się z zamysłu i wróciłam do rzeczywistości. Brudna, mokra alejka, śmierdzący rozkładającymi sie śmieciami kontener i bezgwiezdne niebo z wielkim księżycem, jedynym światkiem mojej porażki. Niestety w ciągu tych kilku sekund nic sie nie zmieniło. 

Rudy dachowiec właśnie przecisnął sie pod kratą i uciekał w głąb dalszej części alejki. Dlaczego ja nie mam 20 cm wzrostu? 

A może to właśnie on mnie tak wcześniej przestraczył? A może to on wpadł w tamtą kałuże? Musiałam sie upewnić..

Przełknełam ciężko ślinę i powoli wychyliłam lekko głowę zza kontenera. Alejka była pusta. Schowałam szybko głowę, a po kilku sekundach ponownie wyjrzałam. Bez zmian.

Niewiarygodne. Może faktycznie to był tylko ten stary kocur. Może ON poszedł gdzieś indziej, może zgubił mój trop...

Wstałam najciszej jak umiałam i odeszłam kilka kroków od mojej kryjówki. Niestety moja radość szybko zniknęła. Zamarłam słusząc za moimi plecami delikatny jak jedwab, a jednocześnie stanowczy głos: - Dokąd się wybierasz, Księżkiczko?

Rozdział 2[]

Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam chłopaka o kocich uszach, opierającego się o ogrodzenie.

Chat Noir!

Nie, to nie był ten sam Chat, którego znałam. Jego biały kostium odbijał światło książyca, otaczając go tajemniczą poświatą. Patrzył na mnie swoimi kocimi oczami, które mieniły się jak dwa, gładko oszlifowane szmaragdy, a na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech idealnie prostych i białych zębów. 

Cała zesztywniałam. Chciałam biec, uciekać ostatkiem sił, ale nogi miałam jak z ołowiu. 

Leniwie, jakby od niechcenia, Chat odepchnął się od kraty i bezdźwięcznie, wolno szedł w moim kierunku.

Nie mogłam uwierzyć że znajdował się pod wpływem akumy. Nie... tylko nie on. Głupi kot. Nie miałam pojęcia że było z nim aż tak źle. Powinnam była go zatrzymać kiedy jeszcze miałam szansę... Odrzuciłam od siebie te myśli. Nie czas na użalnie się nad sobą... czy nim... Muszę go jakoś uratować. Muszę go odzyskać... Głupi kot...

Zatrzymał się tak blisko mnie że prawie czułam jego oddech na mojej skórze. Gdy już miałam odwrócić się i pobiec przed siebie, on momentalnie chwycił mnie za rękę, jakby wyczytał w moich myślach to co chciałam zrobić.

- Nie sądzisz że starczy już tej zabawy w kotka i myszkę, a może raczej kotka i biedronkę. - wyszczerzył swój uśmiech jeszcze bardziej, ukazująć lśniące kły.

Ku mojemu zaskoczeniu położył moją dłoń na swoim barku, a drugą uniósł ku górze, tworząc coś na kształt ramy w tańcu. Swoją wolną rękę oparł na moim biodrze. Oszołomiona zaistniałą sytuacją, nie protestowałam gdy nagle ruszył do przodu. Jego nienaturalnie delikatne ruchy sprawiły u mnie poczucie niepokoju, zwłaszcza że ani na sekunde nie spuszczał ze mnie wzroku. W jego pięknych oczach, których żrenice zrobiły się cieńkie jak igły, nie znalazłam tego starego dobrego kota. Nie. Te oczy należały do potwora, który gotów był wyrwać mi kolczyki wraz z głową. 

Po kilku, a może kilkunastu krokach tego niepokojącego tańca, zakręcił mną wokół własnej osi i... i nagle pchnął mną z całej siły na ścianę budynku.

Oszołomiona po uderzeniu głową w mur, osunełam się na ziemię.

Wciąż kręciło mi się w głowie kiedy Chat podniósł mnie i przywarł do ściany, zagradzając mi drogę ucieczki swoimi ramionami. Poczułam złość na myśl że bawi się mną jak jakąś zabawką. Jak lalką, którą po zepsuciu można wyrzucić do śmieci. 

Na szczęście nic poważniego mi się nie stało, ale czułam że z tyłu głowy robi mi się ogromny siniak.

- Dobrze, skoro wszelkie czułoski mamy już za sobą, przejdźmy do konkretów. - pochylił się nade mną, tak że jego usta dzieliły od moich zaledwie kilka cali.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam drżącym głosem.

- Naprawdę się nie domyślasz? - zaśmiał się, a jego śmiech wywołam u mnie dreszcze - Eh, czasami jesteś taka głupiutka. W pewnym sensie to jest nawet urocze.

Wyciągnął ku mnie dłoń i pogłaskał po policzku. Szybko odepchnełam jego rękę, a wtedu w jego dotąd spokojnych oczach, zapłonął gniew.

Uderzył mnie wewnętrzna stroną dłoni w twarz, a jego ostre jak brzytwy pazury rozcieły mi skórę na policzku.

- Och, przepraszam. Powinienem lepiej panować nad emocjami. - wykazał udawaną skruchę. W jego oczach nie było już gniewu, za to odniosłam wrażenie że jest rozbawiony tą sytuacją.

- Zawsze myślałem że biedronki mają żółtą krew, zastanawiające... - mruknął rozcierając moją krew w palcach, po czym wytarł dłoń o dół kostiumu, zostawiając czerwone smugi na białym materiale. - Wstydziłabyć się biedronsiu, przez ciebie mój nowy strój jest brudny. 

- Proszę, zostaw mnie w spokoju. Proszę... - wyszeptałam. Strach stłumił ból na lewym policzku.

Chat ponownie się zaśmiał, a dreszcze wróciły.

- Jesteś takim małym, nedznym robakiem że aż mi cię trochę żal. Choć nieukrywam, że lubię jak prosisz.

Rozdział 3[]

- Ależ nie przerywaj. Kontynuuj swój lament, tak dobrze ci to wychodzi. - zaśmiał się. 

Nie dałam mu jednak tej satysfakcji.

Musiałam znaleść jakiś sposób na uwolnienie go spod władzy akumy. A tak w ogóle to gdzie ona mogła być? W uszach, w ogonie? Nie, to głupie... Pierścień! Tak, to napewno tam siedzi ten pasożyt.

Pewnie Hawk Moth odbierze mu go, kiedy Chat przyniesie mu moje kolczyki. A gdy Chat nie będzie mu już potrzebny... Nie chciałam o tym myśleć. Nie mogłam do tego dopuścić. 

- Chat, proszę. Zaufaj mi. To nie jesteś ty! Jesteś wspaniałym człowiekiem i wiem że gdzieś głeboko tam nadal jest jakaś część tego starego Chat'a! Daj sobie pomóc. Proszę... Tyko oddaj mi moje kwami, a ja przywrócę wszystko do normajności. Obiecuję...

Mój prześladowca wybuchnął gromkim śmiechem.

- Ty tak na poważnie? - zapytał rozbawiony - Jesteś taka urocza, Księżniczko. Ale muszę powiedzieć mi mały sekret...

Chat nachylił się jeszcze bardziej.

- Ten „stary Chat” o którym wspominasz, już dawno nie żyje... - wyszeptał mi do ucha.

Ponownie się wyprostował i uśmiechnął złośliwie.

- Umarł biedaczek na jaką przypadłość o nazwie „złamane serce” czy jakoś tak... Tak czy inaczej miało to wiejsce wczoraj po spotkanie z taką jedną, samolubną i egoistyczną dziewczyną. Z resztą, ciebie to pewnie nie obchodzi.

To czywiste o kim mówił. Zrobiłam się czerwona na twarzy, a on odrazu to zauważył.

Czułam jak jego wzrok przeszywa mnie na wylot. Czyłam jak bacznie obserwuje każdą komórkę mojego ciała.

- Wiesz co, opowiem ci bajkę - ponownie mnie pogłaskał, tym razem po włosach - Dawno, dawno temu, żył sobie mały czarny kotek. Mały czarny kotek był zakochany po swoje małe, czarne uszy w małej, czerwono czarnej biedronce. Niestety, gdy kotek otwierał swoje serce przed nią, ona zamykała swoje na klucz. Mimo że mały, czarny kotek miał moc niszczenia, nie udawało mu się zniszczyć muru, który biedronka budowała między nimi...

- Proszę, przestań...

-Ciii, jeszcze nie doszedłem do najlepszego. - przycisnął swój palec do moich ust. - Na czym to ja skończyłem... a no tak... Pewnego dnia kotek miał dość bycia ciągle odtrącanym i postanowił śledzić ukochaną, gdy wracała do domu po ich ostatnim spotkaniu. Wiedział, że biedronka wolała utrzymywać swoją tożsamość w tajemnicy, ale naiwnie myślał, że jeśli pozna jej prawdziwe oblicze, uda mu się bardziej do niej zbliżyć. Jakże wielka była jego radość, gdy dotarł do znajomego mu budynku. Uradowany swoim odkryciem, wskoczył do pokoju ukochanej, aby odkryć przed nią wszystkie karty. Liczył, że jeśli i ona pozna jego prawdziwą twarz będą żyli długo i szczęśliwie... Niestety biedronka nie podzielała jego entuzjazmu. Wręcz przeciwnie, była na niego zła.

- Przestań.

- Czuła do niego żal, o to, że nie usznował jej decyzji...

Poczułam jak oczy robią mi się wilgotne od łez.

- Wykrzyczała mu w twarz, że go nie nawidzi. Że żałuje, że kiedykolwiek go poznała...

- To nie tak...

- Kazału mu wyjść i nigdy nie wracać, nie dając mu nawet szansy na przeprosiny. Mówiła, że nie chce go więcej ogłądać...

- Nie...

- Powiedziała, że gardzi nim, powiedziała ze jest dla niej tylko....

- Wiem co powiedziałam i prze... przepraszam... Tak bardzo przepraszam - nie udało mi się powstrzymać łez. 

Chat osunął się ode mnie i spojrzał na mnie jak na obcą osobę.

- Nie sądziłem, że moja bajka jest aż tak wzruszająca, że doprowadziła cię do płaczu... A nawet nie było jeszcze happy end'u... Choć szczęśliwe zakończenie to pojęcie wzgłędne. Teraz pytanie, czy będzie szczęśliwe dla mnie, czy dla ciebie? Jak myślisz? Bo ja już znam odpowiedź...

Bajka... Szęśliwe zakończenie... 

Wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Głupi i szalony, ale zawsze jakiś pomysł. 

W bajkach zazwyczaj złe zaklęcia łamie się pocałunkiem...

Gdyby tak pocałować go w usta? Raz już tak przecież zrobiłam i podziałało, więc czemu by nie spróbowąć ponownie... Chociaż wtedy to była zupełnie inna sytuacja... Nie ważne... Muszę spróbować.

Zaryzykowałam.

Zanim zdołał przewidzieć mój ruch, przyciągnełam jego twarz ku mojej, a nasze usta się zetkneły.

Chat nie protestował, odwzajemnił pocałunek i obioł mnie rękami wokół talii. Ten pocałunek był jednak inny niż ostatnim razem... Ten był... inny. 

W momencie gdy chciałam oderwać się od jego twarzy, odkryłam że jest to niemożliwe. Jakaś niewidzialna siła trzymała mnie przy nim. Spanikowałam. Im mocniej próbowałam oderwać swoje usta, tym  niewidzialne więzy mocniej się zaciskały.

W głowie usłyszałam dobrze mi znany głos.

- „Zgasiłaś ogień w moim sercu...

Oczy Chat'a otworzyły się, a na tle jego zielonych tęczówek płonął żar.

- ...więc ja rozpalę twoje” 

Nagle ze wszystkich stron nadleciała fala bólu. Czułam jak ciemność pochłania mnie kawałek po kawałku, paląc każdą najmniejszą część mojej podświadomści na drobny pył.

Chciałam krzyczeć, błagać o litość, ale moje usta wciąż trwały w pocałunku, który wysysał ze mnie życie.

Czułam jak słabnę...

Kiedy więży puściły, zostało ze mnie tak niewiele, że opadłam bezwładnie na mokrą ziemię alejki.

Mogłam jedynie patrzeć jak Chat nachla się nade mną i zabiera moje kolczyki. Patrzyłam jak odchodzi  alejką, którą jeszcze chwilę temu uciekałam przed nim. Po chwili zniknął w mgle, tak jak kontener, runna i metalowa krata, a jedyne co zostało to ja i cienie tańczące wokół mnie. 

Rozdział 4[]

Zerwałam się z łóża z krzykiem.

Łóżko...

Koszulka, w której spałam była tak mokra że przylegała do mnie jak druga skóra.

Mój pokój...

Moje łóżko...

Kolczyki nadal w uszach...

Czyli to tyko sen.

Sen...

Nie, nie wszystko było snem.

Mój umysł przypominał teraz pokój z porozrzucanymi wszędzie kartkami. Na każdej z nich był skrawek jakiegoś wspomnienia. Próbowałam je wszystkie skompletować, aby uzyskać najprawdopodobny scenariusz ostatnich godzin. Niestety wszystko składało składało się w całość...

Chat Noir faktycznie był dziś u mnie. 

Odkrył, że jestem Ladybug.

Wyładowałam na nim wszystkie negatywne emocje, jake nagromadziłam poczas całego ciężkiego dnia.

On wtedy odszedł...

Czyli...

Nie wytrzymałam. Łzy same popłynęły mi z oczy.

Nagle mój histeryczny atak bezsilnośći przerwało pukanie w okno. Po chwili dźwięk się powtórzył.

Cicho zeszłam po schodach i stanęłam kilka metrów od okna.

Na zewnątrz panowała całkowita ciemność. Mimo że nic nie zobaczyłam, wywnioskowałam po szumie deszczu, że na dworze szaleje burza.

Pewnie wiatr stukał gałęzią drzewa w szybę.

Odetchnęłam z ulgą i już miałam wrócić do łóżka, gdy nagle glask błyskawicy ukazał zarys postaci, kucającej na parapecie, dotąd skrytej w mroku. 

Zarys chłopaka o kocich uszach...

Rozdział 5[]

Biegłem dachem jednego z pobliskich domów. 

Przedzierając się przez gęstą ścinę deszczu dotarłem na skraj dachu.

Skok. 

Dzięki kociej zręczności znalazłem się na kolejnym budynku, nie przerywając biegu. W normalnych okolicznościach pewnie poślizgnąłbym się i spadłbym łamiąc sobie kark. O ile w ogóle udałoby mi się przeskoczyć nad przepaścią.

To głupie...po co ja to robię ?

Przecież powiedziała mi otwarcie że mam do niej więcej nie przychodzić. Ona nie chce  mnie więcej widzieć... Mimo to biegnę teraz w tych niezbyt sprzyjających warunkach atmosferycznych do jej domu z tak błahego powodu.

Po naszej wczorajszej rozmowie długo nie mogłem zasnąć. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Miała rację... Gdybym naprawdę ja kochał, uszanowałbym jej decyzję. Więc jakie znaczenie ma moje uczucie? Teraz to żadne, skoro mnie znienawidziła...

Skok. Kolejny dach.

Kiedy w końcu udało mi się zmrużyć oczy, dręczyły mnie koszmary. Zewsząd słyszałem jej płacz i krzyki proszące o pomoc. Błądząc w ciemności, nie będąc w stanie jej pomóc, mogłem jedynie słuchać jej błagalnego lamentu. Jej głosy zaczęły nachodzić na siebie, tworząc tragiczny chór, od którego nie sposób było uciec. Biegnąc przez mroczną nicość, potknąłem się, a niewidzialny ciężar przycisnął mnie do podłoża. Głosy napływały, niczym sępy nad konającą ofiarą, a słowa łączące się ze sobą, przypominały bełkot, wciąż przepełniony histerycznym płaczem. Jęki cierpienia były coraz głośniejsze, aż w końcu stały się nienaturalnie wysokim dla człowieka piskiem. Gdy moje bębenki uszne nie wytrzymały napięcia, obudziłem się zlany potem. 

Następny skok.

Niewiele myśląc, działałem instynktownie. Obudziłem Plagg'a, przybrałem postać Chat'a i nie zważając na burzę za oknem, wyskoczyłem z pokoju przez okno.

Dopiero skacząc po budynkach dostrzegłem bezsens mojej reakcji. Przecież to był tylko sen. Na pewno Marinette nic nie grozi i jest cała i zdrowa. Zapewne śpi spokojnie w swoim łóżku, obojętna na to co się stało kilka, może kilkanaście godzin temu... Która w ogóle jest godzina? Którakolwiek by nie była, jest za późno na odwiedziny... 

Dla mnie zawsze już będzie za późno...

Ale to nie będą odwiedziny. Zerknę tylko przez okno czy wszystko z nią w porządku i wracam do siebie. Chcę być tylko o nią spokojny... 

Wciąż jeszcze dudniły mi w uszach jej prośby o pomoc.

Tak, to będzie tylko szybkie upewnienie się że wszystko dobrze...

Gdy dotarłem do jej domu, byłem już cały mokry. 

Wszystkie światła były wyłączone, ale to przecież nic nie znaczy. Wskoczyłem na parapet jej okna, na którym na szczęście nie było żadnych kwiatów i w duchu cieszyłem się że jako Chat mam tak niezwykłe poczucie równowagi. Zajrzałem do środka.

Pokój był pusty.

A no tak... przecież Marinette ma piętrowe łóżko. Stąd jej nie zobaczę.

Skoczyłem wyżej. Na dachu było niewielkie, okrągłe okno, idealnie zlokalizowane nad nią. 

Marinette spała spokojnie w swoim łóżku, niczym śpiąca królewna, czekająca na pocałunek księcia. Jak porcelanowa lalka, której delikatne ruchy ramion podczas oddychania, były jedynym dowodem że jest prawdziwa.

Była prawie całkowicie odkryta. Ubrana była w czarno-białe, krótkie spodenki w kratę i pudrowo różowy T-shirt z jakimś nadrukiem. Jej kruczoczarne włosy były rozpuszczone i niedbale rozrzucone na poduszce, co kontrastowało z jej bladą cerą. Marinette jest naprawdę ładną dziewczyną, dziwne że nie zauważyłem tego wcześniej. Czyż to nie ironia, że zakochałem się w dziewczynie, której twarzy nie znałem, a widziałem ją prawie codziennie?

Uśmiechnąłem się na tę myśl i choć niechętnie, oderwałem swój wzrok od jej pięknej twarzy. Pora wracać...

Nagle serce podeszło mi do gardła z dźwiękiem krzyku, zupełnie jak wyrwanego z mojego koszmaru. 

Gwałtownie wróciłem do okna.

Marinette już nie spała. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami i z twarzą ukrytą w dłoniach. Wydawało mi się że płacze. Żal ukuł mnie w serce. 

Wzdrygnęła się gdy zapukałem w szybę.

Co ja robię?! Ona jest przecież na mnie wściekła. Nie życzy sobie mojej obecności. To tylko pogorszy i tak już napiętą sytuację...

Mimo to zeskoczyłem z dachu i wróciłem na parapet. Zapukałem ponownie.

Zarejestrowałem jej każdy ruch gdy ostrożnie schodziła po schodach, zupełnie jakby się czegoś obawiała. Nie podeszła do okna, zatrzymała się kilka metrów przed nim. Uśmiechnąłem się łagodnie, ale ona albo mnie nie widziała w ciemnościach nocy, albo sprawnie ignorowała.

Lekko cofnęła nogę, pewnie w celu powrotu do łóżka, gdy nagle na moimi plecami rozbłysła błyskawica.

Krzyknęła... 


To nie było najlepsze wejście w moim życiu...


Rozdział 6[]

Niestety nie udało mni się powstrzymać krzyku. Mimo to poczułam ulgę. To tylko Chat Noir... Chat! Co on tu robi?! 

Wbrew sobie, podeszłam do okna. Gdy otworzyłam je, lodowate powietrze wypełniło moje płuca i ostudziło rozgrzaną skórę.

- Przepraszam, że cię wystraszyłem...

Oblała mnie fala wstydu i upokorzenia. Nie wierze że zachowałam się jak mała dziewczynka, krzycząc na jego widok.

-... wiem że kazałaś mi tu więcej nie przychodzić, ale... Ale muszę z tobą porozmawiać.

Jego mokre włosy wyglądały niczym ciekłe złoto, spływające mu na twarz, a jego zielone oczy patrzyły na mnie z czułością i troską. Była w nich też odrobina smutku. Odezwało się we mnie niezrozumiałe poczucie winy. Nie mogąc znieśc jego spojrzenia, odwróciłam zwrok. On zauważywszy moje zmieszanie, zawachał się.

- Czy...czy moge wejść? Na zewnątrz jest strasznie zimno i pada...

Pomimo że wiedziałam, że popełniam błąd, ruchem ręki dałam mu przyzwolenie. Odsynęłam się, a Chat wskoczył bezdźwięcznie do mojego pokoju. Otrzepał się w doprawdy zwierzęcym stylu, ochlapując lekko podłogę. Gdy przestał, uśmiechnął się na znak przeprosin. Zignorowałam to, po czym nie czekając na jego słowa, podeszłam do swojego biurka, odwróciłam krzesło w jego stronę i usiadłam.

Z zimna dostałam gęsiej skórki. Powinnam była zamknąć to okno...

Chat milczał. Tykanie zegara przyprawiło mnie o ból głowy. Niech ten głupi kot się w końcu odezwie. Niech coś powie. Cokolwiek. Ja napewno pierwsza nie zacznę rozmowy. Nie, niech on to zrobi.

Podniosłam ostrożnie wzrok, dotąd utkwiony w podłodzie. Stał wciąż przy oknie i poważną miną wpatrywał się we mnie. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo w ciemnościał ledwo widziałam jego twarz. Jak każda prawdziwa gospodyni, zapraszając kogoś do siebie, nie zapaliłam światła. No bo po co, lepiej siedzieć po ciemku. Brawo dziewczyno.

W końcu dałam za wygraną i postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę.

- Więc co cię tu sprowadza? Podobno chciałeś ze mną porozmawiać. - niestety nie udało mi się ukryć frustracji w moim głosie, przez co zabrzmiałam dość niegrzecznie.

Wydawało mi się że mój gość lekko się wzdrygnął. Jego czarny kostium zlewał się z mrokiem, co zaczynało mnie lekko irytować.

Nie odpowiedział. Nagle ruszył w moją stronę. Nawet nie drgnęłam gdy usiadł na drugim krześle. Ucieszyłam się, że znowu mogę wyraźnie zobaczyć jego twarz, ale moję euforię szybko przesłoniło poczucie winy.

- Chciałbym cię przeprosić...

Serce szybciej mi zabiło.

- Nie powiniemem cię w tedy śledzić. Postąpiłem głupio. Przepraszam. Zamiast uszanować twoją decyzję, zachowałem się jak totalny egoista. Przepaszam...

Zaskoczyło mnie jego wyznanie, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Więc nachodzisz mnie wśrodku nocy, tylko po to żeby mnie przeprosić? - wypaliłam szorstkim tonem. Co to miało być za pytanie?! Powinnam była siedzieć cicho.

Chat Noir zacisnął dłonie w pięści. Widocznie mój ostry ton mocno go zabolał.

- Chcia... Chciałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku. - odparł drżącym głosem. 

Dlaczego niby miałoby być coś nie tak? Nagle przypomniałam sobie moj sen i przeszedł mnie lekki dreszcz. Na szczęście tego nie zauważył. 

- Płakałaś. Dlaczego? - zapytał z troską.

Wtedy uświadomiłam sobie że wciąż mam policzki mokre od łez. Co za wstyd. Oblałąm się rumieńcem. Mam tylko nadzieję że mrok pokoju sprawnie to zamaskował. Na wszelki wypadek szybko odwróciłam wzrok.

- Nie martw się. To nie miało z tobą nic wspólnego - skłamałam.

On jednak nie odpuścił. Dotknął moją dłoń, a ja cała zadrżałam. Drugą ręką delikatnie dotknął mojego podbródka, po czym odwrócił moją głowę w jego stronę. 

Tyle uczuć jednocześnie. Niestety poprzedzona kolejnym wspomnieniem tego feralnego snu, górę wzieła złość.

Odepchnęłam jego dłoń. 

- Co ty robisz?! Nie pozwalaj sobie! - zerwałam się z krzesła

- Poprostu próbuję...

- Co próbujesz? Nie ważne, przestań natychmiast !

Chat momentalnie stanął naprzeciwko mnie.

- To ty przestań krzyczeć, zaraz wszystkich obudzisz! - nawet nie zauważyłam kiedy i on podniósł ton głosu.

- Nie mów mi co mam robić! A w ogóle to wyjdź stąd!

- Nie!

- Dlaczego?!

- Bo mi na tobie zależy! 

- C-co?

- Zależy mi na tobie... - złapał moją dłoń, ale szybko ją wyrwałam. 

- Tylko tak mówisz! Chcesz mnie tylko udobruchać! Ale ja nie wierzę w twoję uczucie... nie kochasz mnie! Może Ladybug, ale nie mnie!

- Dobrze! Skoro nie chcesz mi wierzyć to nie wierz. - dopiero teraz w jego oczach zobaczyłam prawdziwą złość. Dziwny błysk przepełniony jednocześnie gniewem i smutkiem. Błysk tak prawdziwy, że aż poczułam dziwne ukłucie w sercu.

Chat zrobił kilka kroków w stronę okna, po czym nagle stanął.

- Masz rację - rzucił przez ramię. - Zakochałem się w kompletnie innej dziewczynie.

- W Ladybug...

- Nie. - odwrócił się, a cienie zakryły jego twarz. - Zakochałem się w zawsze uśmiechnętej, miłej dziewczynie, która nigdy się nie poddawała, W dziewczynie, która troszczyła się o innych i liczyła z ich uczuciami. W dziewczynie, która umiała zrozumieć drugą osobę. Zakochałem się w Marinette, która od czasu do czasu zakładała czerwono czarną maskę.

Milczałam.

- Ale niestety ty jej nie przypominasz. Chciałem z nią porozmawiać, naprawić to co zepsułem, ale zastałem egoistkę, która jest zbyt dumna żeby wybaczać i która nie umie, a może poprostu niechce pogodzić się z prawdą. Jakakolwiek by ona nie była...A prawda jest taka, że bez znaczenia czy stoisz przedemną jako Marinette, czy jako Ladybug, jesteś wyjątkową, niepowtarzalną osobą. I za to cię kocham. Nawet jeśli ty nie chcesz odwzajemnić moich uczuć. Nawet jeśli jestem dla ciebie obojętny. Nawet jeśli wciąż milczysz, a ja zaraz wyjdę przez okno i nigdy mnie więcej nie zobaczysz. Zawsze będę cię kochał, Marinette. 

Najsmutniejsze w jego słowach było to, że były prawdziwe. Do bólu prawdziwe.

Mur wokół mego serca runął.

Po wypowiedzeniu mojego imienia, odwrócił się i bez słowa podszedł do okna. Bez zawachania wskoczył na parapet. 

- Czekaj! - w ostatniej chwili zdążyłam do nigo podbiec. - Przepraszam...

- Za co? - spojrzał na mnie obojętnie.

- Za wszystko... za wszystko! Za to że na ciebie tak nakrzyczałam i za tę kłótnię teraz i za moję oschłe zachowanie i.. i... i za wszystko.... To nie twoja wina. I tak prędzej czy później byś się dowiedział. Ja poprostu...ja... przepraszam. - słona ciecz spływała mi po policzku.

- Nie przepraszaj. - stanął naprzeciwko mnie, tak blisko że nasze nosy prawie się stykały. - Tylko przestań płakać, dobrze? - wytarł mój policzek kciukiem.

Oderwana od rzeczywistości, upojona emocjami, rzuciłam mu się na szyję. 

On odwzajemnił mój uścisk. 

Potrzebowałam tego. Cieszyłam się że jest cały i zdrowy.

Gdy staliśmy tak w uścisku przez dłuższy czas, znowu poczułam to dziwne poczucie winy. Byłam mu coś winna.

- Dziękuję że tu przyszedłeś... - wyszeptałam, po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.


Rozdział 7[]

- Mari...

- Tak?

- Wciąż czekam na odpowiedź.

- Nie rozumiem....

- Zadałem ci wcześniej pytanie. Dlaczego płakałaś?

- Heh, nieważnie...

- Ważne. Dlaczego?

- No dobrze... Miałam po prostu zły sen. Tylko jakiś koszmar...

- Opowiedz mi. 

- Co?

- Opowiedz mi o swoich koszmarach Mari.

- Po co ?

- Jeśli je poznam, będę mógł dopilnować aby nigdy się nie spełniły. A wtedy nie będziesz musiała się bać... 


Rozdział 8[]

Leżeliśmy ma dachu jednego z pobliskich budynków. 

Właściwie to ja leżałam, z głową położoną na jego nogach. Chat siedział i głaskał mnie po głowie, bawiąc się kosmykami moich włosów. 

Powietrze wciąż jeszcze pachniało deszczem. Po burzy, rozchmurzone niebo ukazało nam miliardy świetlistych punkcików na czarnym niebie. Można by pomyśleć że ta sytuacja jest całkiem romantyczna. Ale taka nie jest...

Nie spałam, mimo że od dłuższego czasu leżałam z zamkniętymi oczami. Musiałam to wszystko sobie przemyśleć. 

Postąpiłam źle. Co prawda, nie wszystko było kłamstwem, ale moje zachowanie nie można tak usprawiedliwić. Tak naprawdę to nic do niego nie czuję. NIC. Jednak zatrzymałam go, tylko dlatego, aby nie dopuścić do najgorszego. Jestem strasznie samolubna. Wykorzystałam jego uczucie do mnie, aby ochronić samą siebie. Jestem potworem. Nie zasługuję aby  siedział tu koło mnie. Nie zasługuję, aby mnie przepraszał. Miał rację. Jestem egoistką, martwiącą się tylko o siebie, ignorującą uczucia innych. Powinnam zginąć w tej alejce...

Chat Noir to naprawdę miły chłopak. Faktycznie mnie kocham. W sumie to wiedziałam  od dłuższego czasu że coś czuje do Ladybug, ale niepodejrzewałam że mógłby pokochać Marinette. 

Szkoda że nie jest Adrienem...

Adrien. Przez ten nic nie znaczący pocałunek, czuję się jakbym go zdradziła. A przecież nawet nie jesteśmy razem. Przecież on nawet nie wie o moim uczuciu. Pewnie nawet nie pamięta mojego nazwiska. Moje poczucie winy tylko wzrasta. Doskonale wiem jak to jest być w kimś nieszczęśliwie zakochanym, a jednak pozostaję chłodna i obojętna w stosunku do chłopaka z dłonią w moich włosach. Czułam się jak hipokrytka. Samolubna, mająca gdzieś uczucia innych hipokrytka.

Sama uganiam się za chłopakiem dla którego jestem tylko przypadkową osobą z którą chodzi do klasy, a tuż obok mam chłopaka, który kocha mnie taką jaką jestem, ze wszystkimi moimi wadami. Dlaczego nie umiem wykorzystać tego co daje mi los? Niestety nie umiem pokochać kogoś, kto jest dla mnie jak brat. Chciałabym, ale nie umiem.

Ale nie wszystko jest tak beznadziejne jak się wydaje.

Przecież okłamując Chat'a, zapewniam sobie ochronę, ale i on czerpie z tego korzyści. Wiem jak bardzo cenne są dla niego chwile jak ta. Dla mnie to nic nie znaczy, ale dla niego...

Niech się nacieszy.... Przecież jestem jemu coś winna, za wykorzystywanie jego uczuć. Nawet jeśli on jest tego nie świadomy.

Tak, to sprawiedliwe...

Nagle mój wewnętrzny monolog przerwało ciche pikanie.

Chat cofnął rękę, jakby się zawachał, po czym ze spokojem wypuścił powietrze nosem i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. Wyszeptał coś pod nosem, co niezbyt zrozumiałam. Widocznie uznał że naprawdę śpię. I lepiej niech tak zostnie. Jej, nie wiedziałam że jestem aż tak dobrą aktorką. 

Po pięcu minutach pikanie się powtórzyło, po czym przez zamknięte powieki dostrzegłam błysk światła, któremu towarzyszył cichy szum. Chat był tak pewny że śpię, ze nawet nie przerwał zabawy moimi włosami. W głębi duszy poczułam potrzebę otworzenia oczu i zobaczenia prawdziwej twarzy mojego partnera, ale szybko spławiłam tą pokusę. Tak będzie lepiej...

- Możemu już iść? Jestem strasznie głodny. - usłyszałam cichy głosik.

- Daj spokój Plagg, nie widzisz że jestem zajęty. Poza tym dobrze wierz że w kieszeni mojej koszuli zawsze mam dla ciebie kawałek sera. - skarcił głosik Chat.

Więc kwami Chat'a to Plagg. Szkoda że nie dowiem się jak wygląda.

- Nie boisz się że ona pozna twoją prawdziwą tożsamość?

- Przecież śpi, poza tym czy nie byłoby lepiej gdyby Marinette też wiedziała kim jestem?

- No nie wiem... Czy znasz ją na tyle dobrze że umiałbyś jej zaufać? 

- Oczywiście. Przecież swoją tajemnicę trzymała w sekrecie do samego końca. Aż do wczoraj... - urwał. Widocznie nadal miał wyrzuty sumienia.

- Obawiam się, że gdyby się dowiedziała, wasze relacje mogły się znacznie zmienić. - odparł Plagg i zajął się zajadaniem sera, o czym świadczyło ciche chrupanie. Chat Noir nie odpowiedział. 

Co mogło znaczyć to dziwne wyznanie kwami? Dlaczego nasze stosunki miały by się zmienić jeszcze bardziej. Oczywiście, dziwnie by było spotkać go na ulicy w cywilu, ale poza tym... Chyba nic by się nie zmieniło... I tak nadal nie chcę poznaj jego prawdziwej tawrzy, więc po co o tym myśleć.

- Kiedy zamierzasz odnieść ją do jej domu? Jest strasznie późno... - marudziło kwami.

- Niech ci będzie...- westchnął Chat i delikatnie podniósł moją głowę z kolan, po czym wstał.

- Plagg, wysuwaj pazury. - rzekł do kwami.

Znowu poczułam błysk światła.

Wziął mnie na ręce i po kilku mniej i bardziej delikatnych skokach znaleźliśmy się w moim pokoju.

Chat zaniósł mnie po schodach na moje łóżko, położył na materacu i przykrył kołdrą. Pogłaskał mnie jeszcze ostatni raz po głowie i zszedł po schodach. 

Znałam swój pokój na tyle dobrze, że wiedziałam że podłoga koło okna lekko skrzypi, więc przygotowałam się, że zaraz ten dźwięk potwierdzi jego odejście. Czekałam kilka minut, ale nie usłyszałam oczekiwanego dźwięku. 

Chat wciąż był w moim pokoju!

Najciszej jak umiałam, odkryłam się i ostrożne, uważając aby nie wydać najmniejszego dźwięku, zeszłam po schodach.

Moja duma ze „sprawnego skradania się po schodach” szybko zniknęła. Serce podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam, że Chat stoi odwrócony plecami do mnie i ogląda zdjęcia i plakaty przyklejone do ściany.

Zdjęcia i plakaty Adriena!

- Całkiem dużo tego masz. Całe mnóstwo. Dziwne że nie zauważyłem tego wcześniej... Od dawna je zbierasz? - zapytał nawet się nie odwracając.

- Jakim cudem wiesz że nie śpię? Wstałam strasznie cicho. Nie ma szans że usłyszałeś moje kroki.

- Dla kocich uszu wcale nie byłaś taka cicha. Poza tym zdradziło cię bicie serca, które przez całą drogę biło jak szalone.

Poczułam że robię się czerwona na twarzy. Wiedziałam że ma dobry słuch, ale że aż tak? Spróbowałam opanować oddech.

- Od dawna je zbierasz? - powtórzył pytanie, nadal wpatrzony w ścianę.

- Od jakiegoś czasu. Z resztą co cię to obchodzi?

- Lubisz go? Tak szczerze. Mnie możesz powiedzieć...

Zawahałam się na chwilę, ale uznałam że skoro i tak wie już zbyt dużo rzeczy o mnie, to ten mały szczegół nie zrobi dużej różnicy. Choć może to nie jest tak mały szczegół.

- Tak.

- Bardzo? - dopytywał.

Poczułam narastającą irytację.

- Trochę...

- Jak bardzo?

- Kocham go! - nie wytrzymałam. Powinnam była ugryźć się w język.

Cisza. Chat nic nie odpowiedział. Biedak, pewnie pękło mu serce...

Podeszłam do niego.

- Ale on o tym nie wie, prawda? - wyprzedził mnie, zanim zdążyłam zacząć się tłumaczyć.

- Nigdy mu tego nie wyznałam. Nigdy nie miałam na tyle odwagi. - urwałam na chwilę. - To... to jest powód dlaczego nie mogę odwzajemnić twoich uczuć...

Kłamstwo. Nawet gdyby Adrien nigdy nie istniał, i tak nie pokochałabym Chat'a.

- Jesteś kimś bardzo bliskim mojemu sercu...

Kolejne kłamstwo. Boże, jakim ja jestem potworem.

-... ale jednak należy ono do Adriena.

Spojrzał na mnie wzrokiem, z którego nie mogłam wyczytać żadnych konkretnych emocji.

- Dlaczego mu tego nie powiesz? - zapytał nienaturalnie spokojnie. Zazwyczaj załamani ludzie używają innego tonu głosu.

- To skomplikowane... Może to zabrzmi głupio, ale jestem jak księżniczka zamknięta w wieży, czekająca na ratunek księcia, który nawet nie wie, że takowa wieża istnieje. Myśląca, że któregoś dnia, książę sam znajdzie drogę do wieży i ją oswobodzi. To naiwne czekanie daje je mi siłę do życia. Sprawia, że każdego dnia wstaję z rano z łóżka. Pewnie mnie nie rozumiesz...To dla ciebie trudne, tak samo jak dla mnie. Wiem że mnie kochasz i akceptuję to, ale nie umiem poczuć czegoś do ciebie. Przepraszam. - niepotrzebnie się przed nim tak otworzyłam. Pewnie z mojego miłosnego wyznania uznał że jestem jakąś chorą stalkerką... No trudno, czasu już nie cofnę. 

Ten jednak stał niewzruszony. Spojrzał tylko na mnie ze współczuciem.

- Marinette, gdybyś wiedziała tylko, kim tak naprawdę jestem...

- Nie. - przerwałam mu - Nie, Chat. Bez znaczenia czy jesteś gwiazdą kina, milionerem, modelem czy zaginionym bratem bliźniakiem Adriena. Zawsze pozostaniesz dla mnie tylko przyjacielem.

O ile naszą znajomość można nazwać przyjaźnią.

W głowie zabrzmiał mi głos Plagg'a.

„Wasze relacje mogły się znacznie zmienić”

- Nigdy nie przestanę kochać Adriena, tak jak nigdy nie zacznę kochać ciebie...

- Ale...

- Proszę Chat. Jeśli naprawdę mnie kochasz, pozwól mi kochać kogoś innego.

Niezręczna cisza.

Chat otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. 

- Przykro mi, że nie mogę być twoim księciem z bajki. - rzekł ze spuszczonym wzrokiem. - Ale...

- Przepraszam, że tak nie może być.

- Ale na dowód mojego uczucia tym razem uszanuję twoją decyzję.

Jednocześnie ucieszyłam się z jego odpowiedzi i poczułam ogromny smutek.

Zrobił krok w stronę okna, gdy złapałam go za rękę. 

- Poczekaj. - powiedziałam i przytuliłam go. Poczułam jego wewnętrzne ciepło. Ciepło tak miłe, że chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie.

- Dziękuję - odparł gdy rozerwaliśmy uścisk.

- To ja dziękuję. Wiesz, to nie musi być nasze ostatnie spotkanie.

- To oczywiste, prędzej czy później akuma znowu kogoś dopadnie. - uśmiechnął się blado, ale w jego oczach wciąż tkwił smutek.

- Nie to miałam na myśli. To nie musi być nasze ostatnie TAKIE spotkanie. Jeśli chcesz to możesz do mnie czasem wpaść pogadać, jeśli będziesz czuł się samotny... Trochę głupio to zabrzmiało. Miałam na myśli, że jak będziesz potrzebował, znaczy się jak chcesz to możesz... ale nie musisz... jeśli chcesz...

- Przyjdę jutro wieczorem, a raczej wskoczę przez okno. - na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. 

Również odpowiedziałam mu uśmiechem, ale nagle jego twarz spoważniała.

- Mari, jeśli nie chcesz wiedzieć nic o mnie, to pozwól że powiem ci coś o Adrienie... - serce zaczęło walić jak szalone.

- C-co takiego ?

- Tak naprawdę Adrien to... 

Wdech....wydech ... oddychaj dziewczyno!

- ... Adrien to... ja.


Rozdział 9[]

Cały świat na chwilę stanął w miejscu.

- M-możesz powtórzyć? Chyba nie dosłyszałam.

W jego oczach przewinęło się tysiące uczuć. Smutek, żal, ból...

Ostatecznie zacisnął mocno powieki i przygryzł lekko wargę, jakby się od czegoś powstrzymywał. Od czegoś co bardzo chciał zrobić lub powiedzieć...

- Tak naprawdę... to...

Wziął głęboki oddech.

- Tak naprawdę Adrien to ja... - wraz z wydechem otworzył szeroko oczy w których nie było już wcześniejszych emocji. Zalśniły czułością i troską.

- ... ja...kiś totalny kretyn.

- Co?!

- No spójrz tylko na niego - wskazał ręką jeden z plakatów - Nie umie nawet dobrze zapozować. Wszystkie jego pozy są takie sztywne i sztuczne. Nawet ja wyszedłbym lepiej na tych zdjęciach, a możesz mi wierzyć, nie nie mam nic wspólnego  z modelingiem. Nie wiem co w nim widzisz...

Nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Ty? Proszę cię, nie masz za grosz tyle stylu w wdzięku co Adrien! Porównać ciebie z nim to jak porównać... porównać... nawet nie ma dwóch tak różniących się rzeczy jak ty i on.

Na szczęście Chat'a nie uraziła moja dość nieprzemyślana odpowiedź. On również się zaśmiał, a choć z jego oczu można było wyczytać rozbawienie, w głębi duszy czułam że jego śmiech jest nieszczery.

Opanował śmiech i spojrzał na mnie zalotnie.

- Jeśli chcesz to mogę przynieść aparat na nasze następne spotkanie i możemy zrobić sobie naszą własną, prywatną sesję zdjęciową. Wtedy będziesz mogła nas lepiej porównać.

- W twoich snach kiciu. A teraz lepiej spadaj, bo naprawdę jest późno, a ja muszę wstać jutro... znaczy się dziś do szkoły.

Uśmiechnął się szarmancko i cmoknął moją dłoń, którą podnósł do swoich ust.

- Dobranoc Księżniczko. - wyszeptał słodkim tonem i wskoczył na parapet.

Obejrzał się jeszcze ostatni raz, a w jego spojrzeniu dostrzegłam nutkę smutku, a jego usta zadrżały, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zniknął w mroku ulicy.

Podeszłam do okna. Rozejrzałam się po okolicy, ale w ciemności nic nie zobaczyłam. Zamknęłam je, po czym wróciłam do łóżka. 

Zastałam tam czekającą na mnie Tikki.

- Pewnie widziałaś to całe przedstawienie?

- Większość.

- Dlaczego nie zareagowałaś?

- To sprawa twoja i Chat'a Noir. Nie wolno mi się wtrącać.

- Mogę zadać ci pytanie? - nie czekając na odpowiedź, zadałam je - Czy inni posiadacze biedronkowego i kociego miraculum znali swoje tożsamości.

- Niektórzy...

- Czy to dobrze, że Chat wie, że jestem Ladybug ?

- Nikt tego nie wie. Możliwe że to nie będzie miało żadnego wpływu na waszą przyszłość...

Położyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy.

Po jakimś czasie kwami ponownie przemówiło.

- ... ale możliwe że sprawi to wiele kłopotów. Zarówno tobie jak i jemu.

Nagle usłyszałam grzmot i szum deszczu.

Rozpętała się kolejna burza.


Rozdział 10[]

- Nie rozumiem cię, dlaczego nie powiedziałeś jej prawdy?

- Ale przecież to prawda. Fatalnie wyszedłem na tamtym zdjęciu. Tylko stwierdziłem fakty.

- Wiesz, że pytam o coś innego. Dlaczego nie powiedziałeś jej że Adrien to Chat Noir? Przecież chciałeś.

- Tak, chciałem to zrobić, ale ostatecznie uznałem... że tak po prostu będzie lepiej.

- Co ?

- Widzisz, Plagg. Niektóre rzecz są dobre takie jakie są i nie powinny się zmieniać. Marinette nie chce poznać prawdziwej twarzy Chat'a, a ja muszę to uszanować. Nie popełnię więcej tego samego błędu. 

- Ale ona przecież jest w tobie zakochana!

- Jest zakochana w Adrienie.

- A to przypadkiem nie ty!? 

- Marinette kocha perfekcyjnego modela, którym jestem na codzień. Ale gdy jestem Chat'em, nie muszę zakładać maski ułożonego chłopaka z dobrego domu. W końcu mogę być sobą. A jeśli ona nie umie pokochać prawdziwego mnie, 

- Bredzisz bez sensu.

- Może dla ciebie to nie ma sensu, ale dla mnie ma.

- Więc co zamierzasz zrobić?

- Nic

- Nic?

- Niekiedy to książę musi poczekać na swoją księżniczkę.

- A tak po ludzku?

- Poprostu poczekam, aż Marinette pokocha Chat'a.

- Raczej szybko to nie nadejdzie...

- Dlatego postaram się rozkochać ją w sobie. 

- A jeśli to nie podziała ?

- W takim wypadku, jako Adrien będę dawał jej pewne... wskazówki... chyba można to tak nazwać. Jeśli sama domyśli się kim jestem, nie złamię danej jej obietnicy i wszyscy będą szczęśliwi.

- Jakoś czarno to widzę... Chcesz prowadzić ryzykowną gre. Jeszcze będą z tego kłopoty...

- Jakie kłopoty? Jesteś strasznym pesymistą Plagg. Co złego może się stać?  

Zanim zamknąłem oczy, usłyszałem jeszcze grzmot za oknem.

Czym Plagg się martwi? Wszystko będzie dobrze

.

.

.

.

.

Napewno.


Dziękuję za przeczytanie ostatniego rozdziału mojego opowiadania (o ile ktokolwiek dotarł do końca tak nudnej historii) Dziękuję za wszystkie komentarze, które były dla mnie ogromną motywacją do dalszego pisania.

Tak jak chcecie, oto sezon 2 ( z tego co planuję, to ma być trochę dłuższy od 1)

http://pl.miraculousladybug.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Tomitami/Opowiedz_mi_o_swoich_koszmarach_Mari_sezon_2                                        

Advertisement